W Czechach jestem stałym gościem. Myślę, że kilkanaście razy w roku na pewno odwiedzam naszych południowych sąsiadów. Oprócz stałych punktów programu, czyli spaceru po górach, atrakcji kulinarnych w jakiejś gospodzie i szybkich zakupów, czasem zapuszczam się w otchłanie supermarketów w poszukiwaniu czegoś nowego :-)
Kiedyś to, wędrując przy stoisku garmażeryjnym w poszukiwaniu sałatki, której smak pamiętam z dzieciństwa, trafiłem na serki camembert w olejowej marynacie, zamknięte w małym wiaderku (jak u nas śledzie) - nakládaný hermelín. Hermelin to odpowiednik naszego camemberta, król serów - jak nazywają go Czesi. Camembert uwielbiam, jak zresztą prawie każdy ser, wiec długo się nie zastanawiałem. Dopiero po powrocie do domu sprawdziłem co kupiłem. Tak mi to posmakowało, że długo nie trwało, aż zrobiłem swój.
Doskonała potrawa na śniadanie, czy kolację. Super przekąska na imprezę, świetnie smakuje z czerwonym winem jak i z piwem. Ma tylko dwie wady. Nie można się doczekać, aż będzie gotowy, a potem znika w oka mgnieniu.
Przepis poniżej, to przepis na klasyczną wersję. Ale tylko Wasza fantazja Was ogranicza. Do podanego zestawu można dodać oliwki i trochę fety. Serki można przekroić horyzontalnie na pół, posmarować pastą z suszonych pomidorów lub pesto, złożyć jak kanapkę i zamarynować. Po prostu fantazjujcie. Na początek jednak wypróbujcie tą wersję. Tylko ona pozwala zapoznać się z kremowym, delikatnym smakiem camemberta przesyconym marynatą. Pięć dni to minimum marynowania. Po tygodniu smakuje jeszcze lepiej :-)
Składniki: